Okropny ból głowy – to jedyne co
byłam w stanie poczuć zaraz po przebudzeniu. Obróciłam się na
drugi bok i zakryłam głowę poduszką, chcąc jakoś uniknąć
promieni słonecznych wpadających przez odsłonięte zasłony okna.
Najwidoczniej moja mama jak zwykle próbowała obudzić mnie kilka
godzin temu, żebym w końcu poszła do szkoły. Nie pamiętam tego,
ale jestem pewna, że tak było. Robi to każdego ranka, bo wciąż
ma nadzieję na to, że rzeczywiście to zrobię. Ręką znajdującą
się pod poduszką przetarłam prawe oko i lekko je uchyliłam. Teraz
ból stał się jeszcze bardziej nieznośny. Otworzyłam drugie oko,
po czym zdjęłam poduszkę i gwałtownie zamknęłam powieki,
chroniąc się przed nieprzyjemnym słońcem. Zdecydowałam się
wreszcie wstać, gdy poczułam gdzieś pod sobą wibrację telefonu.
Podniosłam się, a wtedy zobaczyłam, że znów zasnęłam w
cuchnących alkoholem ciuchach. Westchnęłam, wciąż przeszukując
łóżko. Kiedy wibracja przestała dawać o sobie znać, wyszłam
spod koca i ostatecznie wstałam, podchodząc do dużego lustra.
Spojrzałam na swoje nudne odbicie, w którym widziałam dosłownie
to samo od kilku lat. Spuchnięte oczy wokół których rozmywał się
tusz wraz z eye-linerem, rozczochrane włosy i wciąż ten sam smętny wyraz
twarzy. Podniosłam lewą rękę, aby powąchać swoje ciuchy i przy
okazji siebie. Śmierdziałam tanią wódką zmieszaną z
papierosami.
– Oczywiście – zadrwiłam, przewracając oczami,
gdy zauważyłam w odbiciu lustra na stoliku talerz z jedzeniem.
Przeszłam do
toalety, gdzie wyszczotkowałam zęby i załatwiłam się, po czym
wróciłam do pokoju, żeby wziąć telefon, który ponownie musiałam
szukać. Ostatecznie weszłam do kuchni dopiero po około pięciu
minutach i wcale nie zdziwiłam się, gdy zauważyłam zmartwioną
minę mamy oraz siedzącego nad papierami ojca. Wywróciłam oczami,
gdy mama podbiegła do mnie, sprawdzając czy wszystko ze mną w
porządku, a kiedy puściła moje ręce, podeszłam do kuchenki,
gdzie wstawiłam wodę na kawę.
– Jesteś okropna –
powiedziałam, odpychając matkę od siebie. – Przyzwyczaj się do
tego, że twoja córka jest tym typem osoby, który pije, ćpa i pali, a potem wraca nad ranem i ma w dupie troszczących się o nią ludzi –
syknęłam, zalewając kubek wciąż zimną wodą.
– Wyrażaj
się! – wrzasnął ojciec, podnosząc na mnie wzrok znad swoich
papierów, a kiedy poprawił okulary, wiedziałam już, że skończył
rozmowę ze mną.
– Musisz zacząć chodzić do szkoły.
–
Nic nie muszę – odpyskowałam, zapijając tabletkę na ból
głowy.
– W ciągu ostatnich dwóch tygodni twój nauczyciel
dzwonił przynajmniej cztery razy! – krzyknęła, wyrzucając do
góry ręce w geście bezradności.
Zaśmiałam się i wyminęłam
ją, kierując się prosto do wyjścia.
– Jeśli będę czuła
potrzebę pójścia do szkoły, będziesz pierwszą osobą, która
się o tym dowie, obiecuję – oznajmiłam, gdy stojąc w drzwiach
odwróciłam się, żeby na nią spojrzeć, po czym dodałam
ostrzejszym tonem: – I przestań robić mi te pieprzone śniadania!
Nie mam już pięciu lat, a one są okropne.
Trzasnęłam
drzwiami, mając nadzieję, że ojciec również zauważył, że
ponownie wyszłam, ale jestem pewna, że wciągnął się w to
papierkowe gówno na tyle mocno, że z niczego nie zdał sobie
sprawy. Wyjęłam telefon z biustonosza, aby zobaczyć kto próbował
się do mnie dodzwonić. Uśmiechnęłam się, widząc na
wyświetlaczu imię przyjaciela. Wybrałam jego numer, chcąc
dowiedzieć się co było jego powodem do połączenia.
– Theo -
powiedziałam, gdy odebrał po czwartym sygnale.
– Zamknij się
– syknął, sprawiając, że cicho się zaśmiałam. – Dzwoniłem
wcześniej.
– Wiem, spałam – oznajmiłam, wzruszając
ramionami, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to jest to, co mówię
mu każdego ranka.
– Jest pieprzona trzecia po południu! –
krzyknął, ale w jego głosie słyszałam rozbawienie.
– Masz z
tym problem? – zapytałam, skręcając w opuszczoną uliczkę, na
której końcu zazwyczaj spędzałam każdy dzień. – Och i tak w
ogóle, dzisiaj twoja kolej na kupno towaru.
– Właśnie po to
dzwoniłem. Będę o dziewiętnastej, więc zapalimy i pójdziemy na
imprezę, racja?
Rozejrzałam się dookoła, słysząc
nieprzyjemne dźwięki pochodzące z walki dwóch kotów. Przez
chwilę chciało mi się śmiać, ale potem przypomniałam sobie, że
wciąż rozmawiam z przyjacielem, a on oczekuje ode mnie
potwierdzenia.
– Racja – szepnęłam, kiwając głową. –
Hej, Theo?
– Co? – warknął, więc wyczułam jego wzrastające
zirytowanie z nieznanego mi powodu.
– Co ja mam robić przez
tyle godzin?
– Nie wiem, idź do Victorii i się umyj. Mogę się
założyć o sto funtów, że znów wyglądasz tak, jakbyś się z
kimś biła i śmierdzisz wczorajszą imprezą.
– Masz mnie –
powiedziałam i oboje w tym samym czasie się zaśmialiśmy. – Nie
spóźnij się.
– Jasne – odpowiedział, po czym się
rozłączył, a ja znów schowałam telefon w miejsce, z którego go
wyciągnęłam.
Usiadłam na starym i brudnym materacu, który w
dodatku miał dziury w kilku miejscach. Z jednej z nich wyjęłam
otwartą i prawie pustą paczkę Marlboro, a następnie znalazłam
zapaliczkę, którą podpaliłam papierosa. Zaciągnęłam się
kilkoma mocnymi buchami, a dym wypuszczałam, robiąc kółeczka.
Nauczyłam się tego kilka miesięcy temu będąc na haju i wciąż
pamiętam jak to robić. Za każdym razem widok wypuszczanych
kółeczek wzmaga we mnie ogromną radość, nad którą nie potrafię
logicznie panować.
– Cześć kotku – szepnęłam, głaszcząc
białego kota po grzbiecie.
Usiadł na moich kolanach i zamknął
oczy, podczas gdy moja lewa ręka wciąż delikatnie go głaskała.
Słyszałam ciche pomruki, przez które moje usta formowały się w
uśmiech.
– Wiesz, że zaraz sobie stąd pójdę i będziesz
musiał znaleźć sobie inne miejsce na odpoczynek?
Przydusiłam
papierosa o ziemię, chcąc go zagasić, po czym wstałam, nie
przejmując się leżącym na mnie zwierzęciem i ruszyłam przed
siebie.
Droga do domu Victorii nie była jakoś szczególnie
długa, głównie dlatego, że jak zwykle wybrałam skrót i nie
musiałam iść przez most, żeby dotrzeć na drugą stronę. Szłam
między krzakami i drzewami, aż wreszcie znów stanęłam na
chodniku, który znajdował się kilkanaście metrów od morza.
Ruszyłam przed siebie, upewniając się, że zrzuciłam wszystkie
liście, które przyczepiły się do moich włosów. Jak zwykle
mijałam ludzi na wózkach, albo grube dzieci, które objadały się
słodyczami, jakby nie obchodziło ich to, że już mają nadwagę.
Minęłam zegar utworzony z kwiatów, po czym pchnęłam bramkę i
podeszłam do drzwi. Kilka razy nacisnęłam przycisk dzwonka,
czekając aż przyjaciółka zjawi się w drzwiach.
– Panna
Collins – przywitała mnie wynajęta gosposia, a kiedy otworzyła
szerzej drzwi, skinęłam głową i poszłam prosto do pokoju Vi.
–
Wstawaj! – krzyknęłam, skacząc po jej łóżku. – Potrzebuję
nowych ubrań... Victoriaaa! – Położyłam się obok, gdy
przyjaciółka wreszcie spojrzała na mnie i cicho się zaśmiałam,
widząc jak kac wykrada resztki jej życia.
– Pieprz się –
syknęła, więc przypadkiem (lub nie) moja dłoń opadła na jej
twarz, uzyskując w odpowiedzi głośny wrzask.
– Theo będzie o
dziewiętnastej, a jest już po szesnastej – oznajmiłam, widząc
jej zmieszanie na twarzy.
– Woah, stop! Nigdzie nie idę. –
Jej głos ani trochę nie brzmiał poważnie, więc po prostu się
zaśmiałam i wstałam, idąc w kierunku jej garderoby.
–
Ubieram dzisiaj tą czarną sukienkę, którą ostatnio kupiłaś i
musisz pożyczyć mi do niej skórę, bo moja śmierdzi, więc powiem
Amarie, żeby ją wyprała...
– Masz swój dom – wtrąciła,
pojawiając się w drzwiach garderoby.
– Tak, ale nie chcą mnie
tam, pamiętasz? – Spojrzałam na nią z ironicznym uśmiechem, a
ona tylko skinęła głową i odeszła, robiąc mi przejście.
Szybko
odnalazłam potrzebne rzeczy, z którymi przeszłam do łazienki,
gdzie wzięłam gorącą kąpiel wśród dużej ilości piany.
Uwielbiałam spędzać czas w tym domu, tylko dlatego, że Victoria
była tak naiwna i rzeczywiście myślała, że moi rodzice chcą się
mnie pozbyć, a jej rodzina traktowała mnie jak własną córkę,
więc nie zamierzałam z tego rezygnować, przynajmniej jeszcze nie
teraz.
Opuściłam łazienkę ponad godzinę później z gotową
fryzurą i makijażem. Odnalazłam Victorię siedzącą przy blacie
kuchennym z miską płatków i nagle również poczułam się głodna.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia, a ja doskonale wiedziałam,
że Vi rozumie o co mi chodzi.
– Amarie, Lily jest głodna.
–
Rozumiem – odpowiedziała potulnym głosem, zabierając się za
przygotowanie posiłku. – Niech panienka usiądzie, zaraz będzie
gotowe.
– Och, Amarie, jeszcze coś. Ktoś oblał kurtkę Lily
alkoholem i teraz strasznie śmierdzi, mogłabyś ją wyprać? –
Spojrzałam na Victorię wdzięcznym wzrokiem, po czym usiadłam
naprzeciwko niej, uśmiechając się, gdy przede mną pojawił się
talerz z kanapkami.
– Już się za to biorę – powiedziała,
opuszczając kuchnię, gdy podałam jej swoją kurtkę.
– Czemu
moi rodzice nie mogą być bogaci - syknęłam, wpychając pierwszą
kanapkę do ust. – Cholera, jestem tak strasznie głodna. –
Spojrzałam przed siebie, napotykając wzrok przyjaciółki. Obie w
tym samym momencie zaczęłyśmy się śmiać, przez co się
zakrztusiłam.
– O kurwa! – pisnęła, podbiegając do mnie i
klepiąc moje plecy.
– Dosyć. – Wyprostowałam się i
przetarłam kilka łez z policzków. – Idź się
przyszykować.
***
– Skręć dwa, Victoria dzisiaj odpada –
szepnęłam, nachylając się nad Theo, podczas gdy on zajmował się
robieniem skrętów.
Poprawiłam jego kołnierz i zeskoczyłam z
łóżka, przyglądając się jego profilowi. Kilkudniowy zarost
dodawał mu wieku, więc wiedziałam już, że specjalnie zostawił
go na taką okazję jak dziś, kiedy pewnie znów nie będą chcieli
wpuścić nas do klubu, ponieważ jesteśmy niepełnoletni. Zaśmiałam
się, napotykając zdezorientowane spojrzenie Victorii.
–
Gotowe! – Klasnął dłońmi, po czym podał mi jednego skręta, a
kiedy podpalił swojego, zrobił to samo z moim.
Skończyliśmy
leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit, pozwalając błogiemu
stanowi zawładnąć nad naszymi ciałami.
Pół godziny później
stałyśmy z Victorią przed nieznanym nam klubem, czekając aż Theo
załatwi z ochroniarzem możliwość wpuszczenia nas. Kątem oka
obserwowałam jak wyjmował z kieszeni kilka banknotów, więc
domyśliłam się, że za każdego z nas musiał zapłacić po
dwadzieścia funtów. Przechodząc obok ochroniarza, obie wykonałyśmy
ten sam gest – zalotne spojrzenie z uwodzicielskim uśmiechem.
Mrugnął do nas, więc miałyśmy pewność, że następnym razem
wejdziemy po niższej cenie.
– Idę po piwa – krzyknęłam
przez głośną muzykę, wskazując palcem w kierunku
baru.
Zostawiłam przyjaciół z misją znalezienia jakiegoś
miejsca i skupiłam się na poderwaniu barmana. Wyprostowałam się,
chcąc bardziej uwydatnić biust, po czym nachyliłam się nad barem
i ponownie uwodzicielsko się uśmiechnęłam. Nie musiałam długo
czekać, żeby zwrócić na siebie uwagę, ten chwyt zawsze działał
tak samo.
– Myślę, że bez tej koszulki wyglądałbyś o wiele
lepiej – szepnęłam, pochylając się bardziej do przodu, żeby
barman lepiej mnie usłyszał. Zauważyłam, że jego mięśnie się
napięły, a uśmiech na twarzy automatycznie zrobił się
pewniejszy.
– Co podać? – zapytał, ignorując moją
poprzednią wypowiedź.
– Trzy piwa i buziaka. – Mrugnęłam
do niego, jednocześnie oparłam rękę o śliski blat, aby
podtrzymać dłonią brodę. Zagryzłam wargę, widząc, że jego
spojrzenie na chwilę zwróciło się na mój biust, po czym znowu na
twarz.
– Nie wiem w co pogrywasz, ale jeśli nie masz dowodu,
nie dostaniesz alkoholu. – Jego stanowczy ton wcale nie zrobił na
mnie wrażenia.
Pochyliłam się jeszcze bardziej, aż wreszcie
udało mi się wspiąć na bar. Przerzuciłam obie nogi na drugą
stronę, żeby znaleźć się całym ciałem przed nim.
Prawie niezauważalnie rozszerzyłam nogi, pozwalając mu wejść
między nie, a kiedy to zrobił, położyłam jego dłoń na moim
udzie. Zauważyłam zmieszanie malujące się na jego twarzy, ale nie
zamierzałam przestawać, dopóki nie dostanę tego, co chcę.
–
Możesz mnie mieć, jeśli dasz mi piwa – szepnęłam do jego ucha,
delikatnie przygryzając płatek.
Odsunęłam się tylko po to,
żeby zauważyć jak się poddaje. Skinął głową, po czym odszedł,
a ja ponownie znalazłam się po drugiej stronie baru, ignorując
wszystkie spojrzenia posyłane w moim kierunku. Wzięłam z blatu
trzy butelki piwa, zostawiając w tym samym miejscu kartkę z
fałszywym numerem. Odwróciłam się, aby wypatrzeć gdzieś w
tłumie przyjaciół. Zauważyłam ich przy małej loży po drugiej
stronie klubu, więc od razu się tam udałam.
– W końcu
znajdzie się osoba, która nie ulegnie – skomentował Theo, gdy
wręczyłam mu butelkę i usiadłam naprzeciwko.
– Zawsze
ulegacie, jeśli chodzi o seks – odpyskowałam, pokazując mu
język.
Wszyscy w tym samym czasie podnieśliśmy butelki, aby się
nimi zderzyć i wypić połowę zawartości. Chwilę później Theo
wysypał na stół biały proszek, robiąc z niego kilka kresek,
podczas gdy ja wraz z Victorią obserwowałyśmy otoczenie. Kiedy
kreski były gotowe, po kolei wciągnęliśmy, aż stół ponownie
był czysty i pozostały na nim jedynie puste już butelki.
–
Idę tańczyć – poinformowałam przyjaciół, pozwalając by na
mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
Zrzuciłam z siebie
skórzaną kurtkę, nie przejmując się tym, w jakie miejsce trafi i
ruszyłam na parkiet, gdzie tańczyłam z całkiem przypadkowymi
facetami oraz dziewczynami – z niektórymi nawet bardziej
intensywniej niż z facetami. Kilkanaście minut – albo kilka
godzin – później wróciłam do pustej loży, więc poszłam po
kolejne piwo, które wypiłam przy barze, pogrążając się w
bezsensowną rozmowę z pijanym chłopakiem.
Nie mogłam się już doczekać aż dodam prolog, więc oto jest! Rozdział pierwszy pojawi się (mam nadzieję) jeszcze we wrześniu! A tymczasem przypomnę jeszcze o zwiastunie. :)